Makowscy

Anna Broniewicz i Józef Makowski

Dlaczego Makowscy zostali wysiedleni z guberni lubelskiej na Polesie Wołyńskie? Co ich zmusiło do opuszczenia Królestwa Polskiego? Wojny napoleońskie, w których trzech młodszych braci ojca zginęło, a jeden wyemigrował do Francji w randze pułkownika? Przecież ojciec Anny, Szymon Tadeusz Broniewicz, ranny pod Maciejowicami i wzięty do niewoli na dwa lata, mógł zamieszkać w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Prawda, że pobył najpierw w Rokitnie nad Bugiem w zaborze austriackim, potem w Ostrówku na Wołyniu. Ale wrócił. A może byli zesłani na określoną liczbę lat? „Nad Świtaź …” – jak pisała moja Babka do młodszej siostry, wywłaszczeni…

Anna nie doczekała powrotu

Anna to moja praprababka, matka Adolfa Romualda Makowskiego. Pierworodna córka Franciszki Skalskiej i Szymona Tadeusza Broniewicza. Przyszła na świat w burzliwych czasach, w 1792 roku. Czy pamiętała Lubartów, gdzie pobrali się jej rodzice i gdzie spędziła pierwsze lata dzieciństwa? I czy, jako czteroletnia albo pięcioletnia dziewczynka, rozpoznała ojca, kiedy powrócił z niewoli? Nic nie wiem o jej młodości. Kiedy, jak i gdzie poznała Józefa Makowskiego, zastępcę sekwestratora sądowego, którego pojmie za męża w 1811 roku? Tak, w 1811 roku było trochę nadziei. Ślub odbył się w Łęcznej. Ale wkrótce zaczną się lata tułaczki po Polesiu Wołyńskim, od rzeki Bug po Kowel, parę lat w Sokole, parę w Lubomlu, w Kropiwniku koło Lwowa. I rodzina coraz liczniejsza, o jedno dziecko co rok prawie – o siedmiu synów: Romka, Franka, Józka, Janka, Władka, Antosia, Wilhelma i o cztery córki: Zosię, Mariannę, Emilkę i Kamilkę. Anna zmarła na suchoty – chorobę wygnańców. Miała 45 lat.

Do Królestwa Polskiego wrócił tylko Romek.

Adolf Romuald Makowski, pradziadek

Był już dorosły, miał prawie 20 lat. W tamtych czasach mężczyźni dorośleli szybciej. Kobiety też, rodziły dzieci w 16 roku życia. Może doświadczenia życiowe powodują, że ktoś potrafi stawić czoła światu wcześniej od innych. Czy matka opowiadała dzieciom o przodkach, o Leonie Broniewiczu, który przyjaźnił się z rodem Kościuszków i był posłem z Wizny na sejm elekcyjny króla Stanisława Leszczyńskiego? A może, jako najstarszy syn potrzebował po prostu załatwić sprawy rodzinne, zawieźć listy od matki, przekazać wiadomości. Poznać dziadków: Franciszkę i Szymona w Kazimierzu nad Wisłą. I krewnych, którzy pozostali po lewej stronie rzeki Bug.

Podróżowało się końmi. Szlaki dróg pozostały mniej więcej te same. Najkrótsza droga z Kropiwnika prowadziła z przez Bełżec, Zamość, Krasnystaw.

Może wydały mu się swojskie pagórki wschodniej Lubelszczyzny? Ja też mam je w oczach do dzisiaj. Zapewne zachwycił go nadwiślański Kazimierz. Niewielki dworek ojca stał na górach, na drodze do Bochotnicy. Kto wie, kogo spotkał w podróży, z kim nawiązał kontakty. Faktem jest, że w młodym wieku został wybrany lub mianowany burmistrzem miejscowości Tarnogóra, pomiędzy Krasnymstawem i Zamościem, posiadającej wówczas prawa miejskie, stracone po powstaniu styczniowym. Tej samej Tarnogóry, do której w parę dziesiątków lat potem przybędzie Hermenegild Benesz, młody inżynier z Pragi. A jego syn pojmie za żonę Niusię Makowską, moją babkę.

Romek był ambitny i przedsiębiorczy. Jak każdy spod znaku Koziorożca. Z określonym celem w życiu, zdeterminowany i cierpliwy. Jako burmistrz musiał zapewne udać się od czasu do czasu do Lublina, stolicy guberni. Miasto Lublin liczyło w owym czasie prawie 20 000 mieszkańców. Stał już ratusz, był hotel na Krakowskim Przedmieściu, zaczęto urządzać Ogród Saski.

Czy poszedł któregoś wieczoru na przedstawienie do teatru na ulicy Jezuickiej? Możliwe. Trzydziestoparoletni Adolf Romuald poznaje młodszą o cztery lata Julię Rodakiewiczównę. Pobierają się najprawdopodobniej przed 1853 rokiem. Według dokumentów Makowscy wykupują zadłużony teatr z hipoteki w 1853 roku. W tym samym roku umiera ojciec Adolfa Romualda, Józef Makowski, w Głodowiczach koło Kowla. Czy Romek dostaje część spadku, która pozwala mu spłacić dług?

Od tej pory Julia i Adolf Romuald Makowscy będą administrować wspólnie teatrem. Intuicja podpowiada mi, że stroną artystyczną zajmowała się Julia.

Wygląda na to, że do pełnego obywatelstwa zabrakło mu herbu. Owszem, matka pochodziła ze szlachty herbowej, ale insygnia rodowe to sprawa patriarchalna. Przechodzą z ojca na syna. Postarał się o herb. Nie wystarczyło zapłacić, trzeba było udokumentować historycznie prawa do herbu. Podobno znalazł przodka, który uratował w bitwie króla Jana Kazimierza. Herb Jelita. Lilie na niebieskim tle.

W 1855 roku umiera w Kazimierzu dziadek Szymon. Potomkowie Anny Broniewicz prawdopodobnie otrzymują w spadku niezłą połać kazimierskiej ziemi, po lewej od Fary. Staje się ona własnością Romualda Makowskiego.

Pod koniec lat 50. XIX wieku Rosja carska jest osłabiona wojną krymską. Wtedy przegraną. Budzi się w Polakach nadzieja, choć Car Aleksander II głosi do narodu polskiego: „Panowie, przede wszystkim porzućcie marzenia, porzućcie marzenia!”

Obchody rocznic zamieniają się w manifestacje patriotyczne, manifestacje w zamachy, w aresztowania, więzienia, wyroki śmierci. Zaczyna się powstanie.

Jak reagują ludzie teatru? Tak samo, jak w latach 60. ubiegłego wieku, które pamiętam. Anastazego Trapszę, ucznia Tomasza Chełchowskiego, zaaresztowano za udział w konspiracji, a Chełchowski kierował Teatrem Makowskich w 1858 roku i potem jeszcze kilkakrotnie powracał. Pamiętać też trzeba o Ignacym Chomińskim, jednym z dwóch pasierbów Chełchowskiego, których wyszkolił na aktorów. Chomiński młodszy został skazany na 15 lat przymusowej służby wojskowej na Kaukazie. A Paweł Ratajewicz, który w czasach przedpowstaniowych i podczas powstania był związany z teatrem lubelskim? Wytoczono mu proces i ukarano grzywną za odśpiewanie zakazanej przez cenzurę patriotycznej pieśni w czasie przedstawienia Krakowiacy i Górale Wojciecha Bogusławskiego. W Krakowie, prawie w rok po powstaniu.

Bo teatr był, jest i będzie zawsze rzeczywistością marzeń i językiem wolności.

Romuald Makowski udaje się do legionu generała Mariana Langiewicza w Kielcach. Kampania styczniowa generała, sławnego garybaldczyka, który brał udział w wyprawie na Sycylię i w bitwach o zjednoczenie Włoch, kończy się, jak wiadomo, klęską.

Wydawało by się, że Adolf Romuald Makowski ma wszystko: pozycję społeczną i dostatek. Nie ma potomstwa. Julia jest bezdzietna.

Romuald Makowski senior i Józefa Kruszewska, ok. 1910, zbiory rodziny Makowskich.

Z początkiem lat 80. XIX wieku związał się Józefą Kruszewską, szlachcianką z Grabowca koło Krasnegostawu, młodszą od niego o ponad 40 lat. Może było to w zwyczaju w tamtych i późniejszych czasach, w przypadkach bezpłodności żony. Zdarzało się wielu zacnym osobistościom. Przychodzą na świat cztery córki i syn.

Jak Julia przeżyła zdradę męża? Mieszkali pod jednym dachem, w tej samej kamienicy na lubelskim Rynku. Za jej życia urodziły się Mania, Róża i Romek junior, który miał cztery lata, gdy zmarła.

Romuald senior i Józefa Kruszewska pobierają się po śmierci Julii.

Czy sprawił to przypadek, czy pamięć pierwszej żony, której tyle zawdzięczał – w dziesiątą rocznicę jej śmierci Romuald senior decyduje się przekształcić Teatr Zimowy w kinoteatr Théâtre Optique Parisien, jedno z pierwszych kin w Lublinie. I będzie to ostatnie przedsięwzięcie jego życia. Ma dziewięćdziesiąt lat.

Zdjęcie starego już Romualda seniora jest zrobione prawdopodobnie około 1910 roku. Dwa lata albo rok przed śmiercią. Na innej bowiem fotografii z tej samej sesji ujęć stoi z synem już dorosłym. Na piersi ma sześć medali i siódme odznaczenie przyczepione do klapy. Za co? Od kogo? Nie dowiemy się nigdy. Mariusz Makowski wspomina, że dwie piwnice z dokumentami rodzinnymi i teatralnymi zalała powódź w domu Romualda juniora, gdy wezbrały wody Bystrzycy.

Romuald Makowski senior z Romualdem Makowskim juniorem, ok. 1910, zbiory rodziny Makowskich.

Majątek topniał. Trzeba było wyposażyć córki i wydać dobrze za mąż. W 1917 roku została ogłoszona licytacja kamienicy odziedziczonej po Julii, Rynek 5. Potem przychodzą lata międzywojennego kryzysu. Arras z księciem Józefem Poniatowskim, utkany tajemnie w podziemiach lubelskiego klasztoru dominikańskiego, odziedziczony przez Różę Makowską, wzbogacił kolekcję Zamku na Wawelu. Zastawa srebrna też. Zegar księcia Poniatowskiego, podarowany ojcu Julii, stał się również eksponatem Muzeum Narodowego w Krakowie. Posiadłość ziemską w Kazimierzu nabyli Kuniccy.

Zachowano teatr, który odziedziczył syn, Romuald Makowski junior.

Józefa Kruszewska „mieszkała po zakończeniu wojny u zamężnych córek, najchętniej u Róży” pisał jej wnuk Jan Stodolak. Ostatnie lata życia spędziła u naszej matki, mówi moja siostra Róża. Zmarła w 1942 roku w wieku 80 lat.

Mania. Marjanna Makowska. Po pierwszym mężu Perczyńska, po drugim Borowska

Datę narodzin znamy z aktu ślubu, 1883 rok. W wieku 23 lat wychodzi za mąż za Władysława Adolfa Perczyńskiego, oficera armii carskiej. Zaraz po ślubie wyjeżdża z mężem do Chin, w 1906 roku. Mąż pełni służbę w Mandżurii w mieście Tsitsihar. Tam przychodzi na świat pierwszy syn Jerzy, 1907. Drugi syn Henryk w Lublinie w 1912 roku. Marjanna wraca do Chin przed początkiem Wielkiej Wojny.

Marianna Makowska i Władysław Adolf Perczyński, zbiory Róży Benesz

 I już do Polski nie powróci.

W listopadzie 1917 roku umiera w Moskwie jej mąż. Około 1920 roku jest we Władywostoku. Wychodzi za mąż za Casimira Eduarda Borovskiego, potomka polskich emigrantów we Francji. Nie wiemy, gdzie i jak poznała drugiego męża. Być może budował Kolej Transsyberyjską, jego ojciec pełnił funkcję zastępcy szefa kolei państwowej w Akwitanii. W 1922 roku są w Pekinie. Wskazuje na to metryka urodzin jej córki Izy, Isabelle. Przed 1930 rokiem przybywa do Francji, z drugim mężem, dwoma synami i córką. Nie ma żadnych dowodów, że zatrzymała się w Lublinie w drodze powrotnej z Pekinu do Paryża. Mówiło by się o tym w rodzinie. A przecież musiała przejechać przez Wilno i Warszawę.

Próbuję zliczyć dni i tygodnie, które spędziła w podróżach. Pociąg z Lublina do Warszawy jechał po otwarciu linii około sześć lub siedem godzin. A z Warszawy do Moskwy? I dalej Koleją Wschodniochińską do Mandżurii, czynną od 1903 roku i liczącą prawie 8 800 kilometrów? Albo z Moskwy do Władywostoku? Źródła podają, że pociąg Kolei Transsyberyjskiej w 1916 roku jechał z prędkością od 20 do 25 km na godzinę. Trasa ma ponad 9 200 km. Dzisiaj jedzie się 7 dni.

Iza Borowska, Paryż, 1930, zbiory Róży Benesz

Marjanna mieszka do śmierci męża w Vaux sur Mer, nad brzegiem Atlantyku. Jej mąż, schorowany i wymagający opieki  umiera w 1961 roku. Marjanna w 1970 roku, w wieku 87 lat. Córka Isabelle Borovski w 35 lat potem, w 2005 roku, w wieku 93 lat w Etampe, odległym pięćdziesiąt kilka kilometrów na południe od Paryża.

Jej sędziwi wnukowie Perczyńscy żyją we Francji, Jean François, jeden z synów Henryka, urodzonego w Lublinie i Alain, jeden z synów Jerzego Perczyńskiego, urodzonego w Mandżurii. I liczne ich potomstwo.

Przypomina mi się list Marjanny Borowskiej do mojej matki z czasów mojego dzieciństwa. Pisała o córce i o synach: Iza mieszka w Paryżu, interesuje się baletem. Jerzy jest w brytyjskiej Legii Cudzoziemskiej w Afryce.

 W ocalałych rodzinnych fotografiach rodzinnych zachowało się zdjęcie paryskie małej Izy.

Róża. Rozalia Makowska, druga córka Romualda. Po pierwszym mężu Godecka, po drugim Stodolakowa

„Drogi wujku… zrzekam się obywatelstwa polskiego i emigruję do Australii… napisałem do Gierka”. Tyle pamiętałam z listu Jana Stodolaka, syna Róży Makowskiej-Stodolakowej do dziadka Benesza, 1971 rok. Potem przyszła kartka pocztowa z życzeniami świątecznymi już z Australii. I korespondencja urwała się.

Sięgam po pomoc do portali internetowych. Znajduję profil: Rob Stodolak, Melbourne.

Odpowiedź jest natychmiastowa:

Hello Ewa, Jan Stodolak was my grandfather…My father Jerzy (Jan’s son) also migrated to Australia with his family…

Cześć Ewa, Jan Stodolak był moim dziadkiem…Mój ojciec Jerzy (syn Jana) wyemigrował też do Australii z rodziną z Katowic w 1981. Jerzy jest moim ojcem. Uzupełnił wiele studiów o naszej rodzinie i chciałby się z Tobą skontaktować. Mój ojciec mówi biegle po polsku…

Z listu Jerzego Stodolaka:

Droga Ewo,

serdecznie dziękuje za Twój list. Bardzo mnie ucieszył. Dziękuje za przesłane zdjęcia [wysłałam dwa zdjęcia, babki Makowskiej i odnowionego Teatru Starego]. Mam 72 lata. Od 38 lat mieszkam w Australii. Obecnie w stanie Queensland (północno-wschodni stan Australii). Mam dwóch synów i czterech wnuków. Wszyscy potomkowie mojej pierwszej żony Bożeny, która zmarła w 1991 roku. Bardzo urozmaicona rodzina. Roberta żona jest Australijką a Piotra (Peter) jest Kanadyjką. Moja druga żona Margaret również jest Australijką. Moi rodzice przybyli do Australii w 1973 roku. Tato Jan zmarł w 2007, dożywszy 90 lat…

Wśród dokumentów i zdjęć nadesłanych przez Jerzego jest skan starego i pożółkłego już maszynopisu autorstwa jego ojca Jana:

W dwa lata po ślubie z Różą doktor Godecki został zakażony wszą tyfusową… Umarł wobec braku leków przeciwtyfusowych. Na łożu śmierci wyraził życzenie niezwłocznego widzenia się z sędzią Stodolakiem. Do Lublina została wysłana depesza i po sędziego konie. Doktor Godecki połączył ręce Róży i sędziego Stodolaka, i powierzył Różę jego opiece, oraz zobowiązał przyrzeczeniem do sprawowania opieki ojcowskiej nad pasierbem Mieczysławem, nie czyniąc mu nigdy krzywdy. Sędzia Stodolak poślubił Różę w 1917 roku i zabrał ją do Lublina. Po śmierci dziadka Makowskiego rodzina opuściła dwór (posiadłość Godeckich w Lubartowie) i zamieszkała w kamienicy Sobieskich w Lublinie. Dwór został sprzedany… Róża umarła w 1968 roku, mając 82 lata. Mąż Róży, Eugeniusz, w 1972 roku, lat 86. Oboje w Katowicach.

Eugeniusz Stodolak, sędzia, wraz z czterema innymi prawnikami organizuje Królewsko-Polski Sąd Okręgowy w Siedlcach już we wrześniu 1917 roku. Toczy się jeszcze wojna. Prezesem sądu jest Karol Kozłowski (przyjaciel Gabriela Narutowicza, który będzie towarzyszył prezydentowi w „Zachęcie” w chwili zamachu i jego śmierci w grudniu 1922 roku).

Po zakończeniu pierwszej wojny światowej rodzina Stodolaków przenosi się na Śląsk. Eugeniusz Stodolak zostaje mianowany sędzią województwa katowickiego z siedzibą w Rybniku Śląskim. Działa na rzecz polskości Śląska. Jego działalność jest zanotowana w Zarysie dziejów sądownictwa w południowej części Górnego Śląska opublikowanym przez Muzeum w Rybniku. Nie były to łatwe czasy. Śląsk zmieniał przynależność państwową, w czasach plebiscytu był nadzorowany przez międzynarodową komisję.

Eugeniusz Stodolak został wpisany do Sonderfahndungsbuch Polen – Specjalnej księgi Polaków ściganych listem gończym zawierającym alfabetyczny spis Polaków najbardziej zasłużonych dla Polski, przeznaczonych do aresztowania i likwidacji na terenach wcielonych do III Rzeszy w ramach operacji Tannenberg. Niemcy napadają na Polskę, grozi mu śmierć albo obóz koncentracyjny. Zmienia wielokrotnie miejsce pobytu z pomocą polskich i śląskich przyjaciół. W pierwszych miesiącach wojny pracuje jako drwal, potem podziemie załatwia mu Kenkartę, która nie jest zarejestrowana przez administracje niemiecką. Ukrywa się w Mysłowicach. Działa w konspiracji pod pseudonimem Raienek.

Ukrywa się także syn, Jan. Córka Wanda, według informacji mojego dziadka popadła w depresję i zmarła. Gestapo urządziło swoją siedzibę w mieszkaniu Stodolaków w Rybniku.

Mieczysław Godecki, syn Róży z pierwszego małżeństwa urodził się w 1914 roku. Jego potomstwo żyje w Polsce.

Róża Stodolak, Jóżefa Kruszewska-Makowska, Jan Stodolak, Rybnik 1930, zbiory rodziny Stodolaków.

Gdybym pisała scenariusz do filmu, bo saga rodu Makowskich nadaje się na niezły film, zaczęłabym od Mani taką sekwencją: Akwitania, Francja, początek lat 60. ubiegłego wieku. Jest nad brzegiem oceanu, siedzi, patrzy na przypływające i odpływające fale. Fale oceanu są ogromne. Jest stara. Przymyka oczy i pojawia się jej wspomnienie z dzieciństwa. Ona – mała dziewczynka – biegnie po kocich łbach lubelskiego rynku, za nią podąża przysadzista matka i woła: „Maniu zaczekaj, zaczekaj…”. Ona – mała dziewczynka – biegnie nadal, upada, wstaje i dalej biegnie… Może z rozbitego kolana sączy się krew, ale to nie takie ważne… zziajana. A potem otwiera oczy. Może słyszy głos wołającego dziecka „Maman! Maman! Patrzy na ocean. Przypomina sobie, kiedy biegła tak, że zabrakło jej tchu. Tak to była Moskwa, koniec kwietnia albo początek maja 1917 roku. Biegła, bo się bała…

Główna postacią filmu o Róży Makowskiej byłby jej syn, Jan. Przegląda najcenniejsze pamiątki, jakie zabrał ze sobą z Katowic, z Polski. Naprzeciw niego okno. Roślinność egzotyczna, inny kolor nieba i ziemi, inne światło. Trzyma w dłoniach mały obrazek księcia Józefa Poniatowskiego, patrzy, obrazek zmienia się w jego oczach w prawdziwy arras, który wisi na ścianie w salonie w domu, w Rybniku. Widzi szczegóły, jakby pierwszy raz w życiu. Na tę scenę nakładają się, surrealistyczne jakby, dźwięki wojny… Nie, to nie jest wojna. Patrzy prosto w okno. Za oknem spokojny rozległy pejzaż innego kontynentu. Pejzaż zmienia się. Polana w polskim lesie. Młody mężczyzna przykucnięty przy małym ognisku. Dokłada chrust. Słyszy chrzęst zbliżających się kroków. Pojawia się dziewczyna z długimi warkoczami. Jan ją zna. To córka gospodarzy, u których się ukrywa. Dziewczyna mówi, że przybył do niego posłaniec…

Nie, nie, mylę się.

Pierwszą sekwencję filmu napisał Jan. Izba polskiego dworu we wschodniej Polsce z początków XIX wieku. Młoda kobieta, żona, siedzi przy łóżku chorego – umierającego – mężczyzny, męża. Jest chory na tyfus. Słychać przyjeżdżający powóz, konie, pospieszne kroki. Wchodzi młody mężczyzna, przyjaciel umierającego. Umierający prosi, żeby żona i przyjaciel podali sobie ręce…

Romek. Romuald Makowski junior

Początek scenariusza do filmu o Romku Makowskim juniorze: Lublin. Rok 1968, zima, ostatnie dni grudnia. Pomieszczenie w domu drewnianym na Wesołej. Choinka. 75-letni mężczyzna siedzi przy biurku, pisze testament. Widoczne są słowa lub zdanie o treści „zobowiązuję moich synów do sprzedaży posiadłości przy ul. Trybunalskiej, numer 20 (kiedyś Teatru Makowskich obecnie kino Staromiejskie) i do równego podziału uzyskanej kwoty…”. Miejsce, data, podpis. Zakleja kopertę i wkłada do górnej szuflady biurka.

Sekwencja 2. Tor Dworca kolejowego w Lublinie, wjeżdża pociąg do Grodziska Mazowieckiego. Mężczyzna wchodzi po stopniach do wagonu. Ma dość dużą walizkę. Znajduje miejsce w przedziale pierwszej klasy. Siedzi. Prócz niego w przedziale są inni. Młoda dziewczyna, mężczyzna w średnim wieku… Śni. Śni podróż koleją z Lublina do Kurska, którą odbył wiosną 1915 roku. Jechał po narzeczoną, Marię. Zmieniają się detale obrazu. On – młody człowiek, inny pociąg, inne pejzaże za oknem. To była długa podróż, przez Lwów, Żytomierz do Kijowa. A potem jeszcze ponad 400 km do Kurska. W Kursku czeka na niego powóz, spotyka Marię.

Budzi go hałas otwieranych drzwi przedziału. Wchodzi konduktor i sprawdza bilety. Powrót do rzeczywistości tu i teraz.

Znowu śni albo marzy. Ślub z Marią w Kursku w pełni lata. Powrót do Lublina. Narodziny córki Janiny, synów Mietka, Jurka i Włodzia. I ten nieszczęśliwy wypadek, kiedy mała dwuletnia Jasieńka wypada z okna na pierwszym piętrze kamienicy, w której zamieszkali, tej naprzeciw teatru…

Pociąg wjeżdża na stację Grodziska Mazowieckiego. Śnieg topi się na przydworcowym placu.

Nikt na niego nie czeka. Mężczyzna słabnie. Zawał. Umiera.

Romuald junior

Informacja o sprzedaży teatru zawarta w testamencie, pobyt w Grodzisku Mazowieckim i śmierć  na ulicy są faktami. Henryk Gawarecki, ówczesny Konserwator Zabytków miasta Lublina i przyjaciel Romualda Makowskiego poradził mu zmianę adresu stałego pobytu. Przyczynę wyjaśnia Mariusz Makowski:

…kino Staromiejskie było państwowe, zarząd i to co było w środku, ale budynek pozostał własnością Romualda; musiał więc dokonywać bieżących remontów (dach, rynny, malowanie…); a ponieważ dziadek nie miał pieniędzy, robił to za niego Wojewódzki Zarząd Kin, a potem egzekwowano pieniądze, czyli sąd i, jak wtedy się mówiło, sekwestrator. Przychodzili na ulicę Wesołą i zajęli kolejno: pianino, na którym grało się w kinie przy niemych filmach; dwa samowary; skrzypce Stradivariusa; maszynę do pisania; radio, którego słuchała babcia; gramofon duży, stary z tubą; a z mieszkania moich rodziców telewizor Rubin 102/103. Wtedy dziadek spisał ostatnią wolę: sprzedać kino państwu.

Romuald Makowski urodził się w Lublinie w 1893 roku. W wieku 27 lat poślubił 23-letnią Marię Afanasjew, pochodzącą z rodziny rosyjsko-polskiej. Jej dziadek pochodził z Tuły. Synowie urodzili się także w Lublinie: Mieczysław Maria, Jerzy, Jan Włodzimierz. Potomkowie mieszkają w Polsce.

Niusia. Alojza Wanda Makowska, po mężu Beneszowa

Scenariusz o mojej babce Niusi: koncert imieninowy romansów rosyjskich dla rodziny i znajomych w teatrze rodzinnym. 23 czerwca 1913 roku. Ale także ku pamięci ojca, zbliża się rocznica jego śmierci. Są już wszyscy. Matka, Mania z pięcioletnim Jurkiem, Róża z Lubartowa, 10-letnia Ziutka, Romek. Jest też Zdzisiek Benesz, nowy znajomy Romka i przyjaciel rodziny. Młody, a już łysieje…

Niusia ma nową białą sukienkę, rozpuszczone włosy, w które wplecione są niebieskie wstążki. Pantofle też nowe, na wyższym obcasie. Pora zaczynać. Dzisiaj nie będzie grać, jest zamówiony pianista. Niusia siedzi w pierwszym rzędzie naprzeciw sceny i obraca niespokojnie oczy na widownię. Szuka Gienka Ejbisza. Nie przyszedł. Dlaczego?

Czas zacząć. Wchodzi na scenę, staje w centrum. Pokojówka (subretka) wnosi na tacy jajko, rozbija je o brzeg szklanki, podaje. Niusia wypija. Pokojówka wychodzi za kulisy. Pianista zaczyna pierwsze akordy romansu Szteinberga Hajda trojka śnieg puszysty…, potem Oczy czarne Hermanna. Śpiewa po rosyjsku. Гайда, тройка, Очи чёрные, очи страстные!...

1955 rok. Mam 12 lat. To już drugie długie wakacje u dziadków w Krakowie. Małe mieszkanie ma czwartym piętrze przy ulicy Staszica, słoneczne, otwarte drzwi do balkonu, daleki dźwięk tramwajów i gołębie, gołębie… jak w wierszu Gałczyńskiego. Babcia rozkłada kocyk na podłodze w pokoju, siada, zakłada prawą nogę na kark, zdejmuje, potem lewą nogę, a na koniec próbuje wcisnąć na kark obie nogi. Patrzę przestraszona. Mała, gruba, wygląda jak żaba.

Obraz ten stanął mi w oczach kilkanaście lat temu, kiedy ćwiczyłam asany Hatha Jogi. „Pozycja Eka Pāda Śīrsāsana jest męcząca i aby ją opanować potrzebna jest długa praktyka” – komentuje mistrz Iyengar. Nie potrafię jej zrobić do dzisiaj pomimo ponad 30-letniej praktyki. Ale wiem, że joga pozwala odpocząć, uwolnić umysł i ciało od napięć i pogłębić oddech.

Zabierała się potem do gotowania obiadu. „Popatrz Ewciu, mówiła, trzeba najpierw przygotować jarzyny, to się nazywa rozolare…”. Rozolare, piękne słowo. Oboje z dziadkiem używali słownictwa, jakiego nie słyszało się na co dzień. Dziadek, na przykład: „To jest kamaryla”, przekonywał o czymś uporczywie. Kamaryla, powtarzałam w myślach… Dopóki nie dowiedziałam się, co znaczy.

Babcia Niusia była małomówna, prawie milcząca. Dziadek też. Sprawiało wrażenie, że są tu i teraz, ale nie całkiem. Pogrążeni w czymś nieznanym i obcym. Jakby przybyli z innej rzeczywistości, zakorzenionej w ich myślach i w ciszy ich milczenia. Ciszy szarpanej czymś, co nieustannie szepce. Wyrywały się z niej urwane na wpół pytania, zazwyczaj bez odpowiedzi albo odpowiedzi na niesłyszalne pytanie. Zresztą było o czym milczeć.

Wiedziałam z domu, że wojna podzieliła rzeczywistość na dwa różne światy. Resztki przeszłości pochowane były także w naszym domu po kątach, za wielkim drewnianym kuchennym stołem. Stare, oprawione albo obcojęzyczne książki. Kufry podróżne prababki z ozdobnym metalem i skórzane pudło na kapelusze różniły się bardzo od reszty sprzętów.

Historię rodziny, ukrywaną przede mną skrzętnie w dzieciństwie i w szkolnych latach poznawałam z czasem, odtwarzałam z dorywczych informacji.

Było o czym milczeć. Ciężkie czasy trzeba zapomnieć. Dwie wojny. Dwoje dzieci zmarło zaraz po narodzeniu, dwaj synowie, Waldemar i Zbigniew, zginęli w czasach okupacji. Córka Krystyna wyszła za mąż za Henryka Styfiego, dyplomowanego na uniwersytecie w Montpellier, syna dyrektora krakowskiego zakładów „Solvay”. Była to dobra partia. Tylko, że ojciec von Styfi, Włoch spolonizowany od paru pokoleń, miał za żonę Niemkę. W czasach okupacji stało się to okrutne. Potem też.

Dziadek wstawał o piątej rano, jechał do „Bonarki”. Zaczął ją budować w dwa lata po wojnie i sprawował funkcję głównego inżyniera rzez długi czas. W 1955 roku miał 70 lat. Projektował piece hutnicze. Wracał o piątej po południu, jadł obiadokolację i często siedział do nocy przy kuchennym stole, kreślił projekty. Posądzano go o sabotaż, przesłuchiwano przez ubecję. Piece pękały. „Świecili mi po oczach, mówił, jak miałem ich przekonać, że surowce są marne”.

Był nie byle jakim oryginałem. Wymyślił sobie nowy rodzaj pochodzenia. Obywatele kraju byli wówczas podzieleni na klasy społeczne, na chłopów, robotników i inteligentów. Dziadek wymyślił sobie pochodzenie rzemieślnicze.

„Matka, co z naszymi lasami pod Kraśnikiem…” – znienacka powiedział dziadek. Babcia spojrzała na męża, jak na jak na przybysza z dalekich stron. I nie dziw. Ja też zapomniałam. Pojawiły mi się w pamięci teraz, kiedy piszę o rodzinie. Innym razem, ni z tego ni z owego, padły słowa: ”Gdyby się Biskont ze spółki nie wycofał, to ja bym tego teatru nie stracił…”. Babcia kiwnęła głową. I w tym milczącym ruchu, było tyle potwierdzenia, co wątpienia. Teatr stał się powodem rodzinnej niezgody. Makowscy po raz wtóry wykupili teatr z hipoteki, stracony, jak mówiło się w rodzinie, przez mego dziadka. Zrozumiałam, dlaczego relacja z resztą rodziny Makowskich stała się oziębła.

Sytuacja zmieniła się trochę po roku 1956. Ale wciąż otwierałam oczy ze zdumienia na niektóre zdarzenia. Lato 1962. Dziadek idzie na emeryturę, ma 77 lat. Albo i więcej, bo czasami data jego urodzin była „ruchoma”. Przyjeżdżają z babcią Niusią do Lublina. Dziadek opowiada, jak zaraz po wybuchu wojny, w pierwszych tygodniach wrześniu 1939 roku odwoził moja starszą siostrę Różę do matki. Słyszę, że w okolicach Lublina musiał ukrywać się w rowach przed wojskiem rosyjskim. Przed wojskiem rosyjskim? Byłam już wtedy po dwu latach studiów humanistycznych na uniwersytecie Marii Curie Skłodowskiej, po dwu semestrach historii nowożytnej Polski. Nie wiedziałam nic o najeździe Rosji na Polskę, o pakcie Ribbentrop–Mołotow. Przyznam, że osłabiło się moje zaufanie do oficjalnego programu kursów akademickich. Tak, w czasach powojennych odbierano nam przeszłość, kaleczono i okłamywano historię. Niechże się to nigdy więcej nie zdarzy!

Dorastałam, wakacje stawały się częstsze i krótsze, przyjeżdżałam do Krakowa na święta. Czasami prosiłam babcię, żeby śpiewała. Głos jej był legendą w rodzinie. Siedziałyśmy przy stole w kuchni, blisko siebie. Zdumiał mnie jej śpiew. Po raz pierwszy usłyszałam głos, który wydobywa się z dolnych żeber klatki piersiowej, który przenika i wibruje. Któregoś razu zaczęła się rozmowa o Fiodorze Szalapinie. “Spotkałam go, poznałam – powiedziała – Dał mi parę lekcji śpiewu”. To może stąd wzięły się romanse rosyjskie, pieśń neapolitańska O sole mio… i popularna aria Verdiego La donna e mobile qual piuma al vento…

Nie zapomnę jej głosu.

I jeszcze jedno zdarzenie dla dopełnienia obrazu. Nie pamiętam okoliczności, w jakich padły jej słowa, ale wstrząsnęły mną. „Pokojówka niosła za mną teczkę, jak szłam do szkoły i zawiązywała mi sznurówkę, jak się rozwiązała…” Mówiła szybko i nerwowo. Tak jakby dawała mi do zrozumienia, że nie mam pojęcia, jaka jest różnica pomiędzy tym, co jest, a co było. Zamilkłam. Byłam skonsternowana. Nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwoliła.

Ale rozumiem, trzeba było wydać dobrze za mąż panny Makowskie.

Jak się poznali z dziadkiem Beneszem? Przyjechał z domu rodzinnego w Tarnogórze do Lublina i zaszedł do kina o zachęcającej nazwie Théâtre Optique Parisien? Powtórzyła się historia jak z Romualdem Makowskim sprzed dziesiątków lat? Dziadek spędził młode lata w Wiedniu. Po powrocie do kraju ojciec jego, także inżynier mechanik, otworzył w Lublinie Biuro techniczno-budowlane „Herman Benesz & syn” na ulicy Zamojskiej nr 19. Niedaleko od ulicy Jezuickiej. Dziadek Benesz lubił bywać w towarzystwie w młodych latach. “Uczyłem się z Lilpopami”, mówił. Nazwisko Solskiego wypowiadał tonem, jakim mówi się o kimś z dawna i dobrze znajomym. O Modrzejewskiej, że robiła się olbrzymką na scenie. Podśpiewywał Jam cygański baron i ożywiał się, gdy wspominał Messalkę, której – jak zwierzył się jednego razu – podarował drogocenną broszkę. Niezbyt chętnie opowiadał o teściowej. Podobno nie wierzyła w jego wyjazdy służbowe do Wiednia. To, że lubił wpaść na Lido do Wenecji, to była jego prywatna sprawa. „Jelita lubelska”, mruczał pod nosem.

Podczas wakacji krakowskich wpadała na parę dni do dziadków moja starsza siostra Róża. Za pierwszym razem zaprowadziła mnie do teatru Groteska na przedstawienie Zaczarowany kluczyk. To był 1949 rok (a potem zaprzyjaźnię się Władysławem Jaremą, twórcą Groteski, będzie częstym gościem na Zamku w Lublinie, przyjedzie do Puław i zobaczy Teatr Cudów, chyba jedno z najważniejszych naszych spektakli w Puławskim Studio Teatralnym). Poszłyśmy potem do teatru Słowackiego na Halkę Moniuszki. Siostra miała teatr we krwi, uczyła mnie mówienia wiersza.

W 1972 roku przeprowadziłyśmy babcię Niusię i dziadka do Lublina. Byli już starzy, potrzebowali opieki. Zamieszkali w bloku na Tatarach, na 10 piętrze. Babcia wkrótce zmarła. Miała 75 lat. Dziadek siedem lat potem. Żył 95 lat.

Ich potomkowie mieszkają w Niemczech i w Polsce. Ja na Sardynii.

Ziuta. Józefa Wirginia Makowska, po mężu Klonowska

Czwarta córka, najmłodsza. Niewiele wiem o niej. Była drobnego wzrostu. Wyszła za mąż za Ildefonsa Klonowskiego, Ilda, mówiło się w rodzinie, który działał na rzecz polskiego Śląska. W czasie wojny przebywali w Krakowie. Mąż został zabity przez Gestapo. Po wojnie zamieszkała w Tarnowskich Górach. Leszek Klonowski, który czasami odwiedzał mnie i moja siostrę w Lublinie zmarł w styczniu 2020 roku.

Potomstwo ich córek, Wandy i Teresy mieszka w Polsce.

Dzieje rodzinne poznaję do dzisiaj. Serwisy internetowe pozwalają dotrzeć do wielu zachowanych dokumentów, odszukać rozsianych po świecie potomków Makowskich i Broniewiczów, i nawiązać z nimi kontakt.

I myślę, jak nasze historie przedziwnie są plecione przez los. Jakbyśmy mijali się na skrzyżowaniach nic o sobie nie wiedząc.

Tekst: Ewa Benesz

Wyszukaj

Wpisz poniżej wyszukiwaną frazę, po czym wciśnij przycisk "Szukaj".

Cookies

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie ze strony oznacza, że cookies będą zamieszczane w Państwa urządzeniu; więcej informacji znajdą Państwo w polityce prywatności.

Należy zaakceptować cookies, aby przeglądać zawartość strony. Decyzję można w każdym momencie zmienić w ustawieniach przeglądarki.